Gdy wczoraj zadzwoniłem do
brata z życzeniami urodzinowymi, był już z drużyną w
Dortmundzie, gdzie mieli zagrać kolejny ligowy mecz. Oczywiście
pożyczyłem mu na końcu wygranej i hattrica. Jak się później
okazało go nie zdobył, ale grać, grał bardzo dobrze.
Następnego ranka mieliśmy mieć
otwarty trening. Widziałem na trybunach mamę, która przywiozła
mojego małego fana, Bruno. Siedział na plastikowym krzesełku w
niebieskim T-shircie Celty z dwunastką i swoim imieniem, który
specjalnie zamówiłem dla brata.
Po treningu i mini meczu w końcu
ruszyliśmy z chłopakami do szatni, by się przebrać. Jak zwykle,
jako jeden z pierwszych byłem już ubrany i gotowy do wyjścia. Dziś
musiałem się i tak szybko uwinąć, bo na parkingu czekała mama i
Bruno. Obiecałem, że ich odwiozę do domu.
Gdy już miałem wychodzić, do
szatni wkroczył właśnie Nolito.
- O, Rafa! Na korytarzu
jest twój agent z gościem z zarządu. Pytali o ciebie.
- I co powiedziałeś? -
zapytałem lekko przestraszony.
- Że zobaczę czy jeszcze
jesteś w szatni - odparł lekko zdziwiony na moją reakcję.
- Mnie tu nie ma -
odparłem od razu, machając ręką. - Gdzie dokładnie stoją?
- Zaraz przy wyjściu na
boisko - odpowiadał dalej.
- I dobrze - rzuciłem
szybko i wymknąłem się szybko z szatni, przemykając korytarzami
do wyjścia. Na szczęście nie trafiłem na żadnego z nich. Wiem,
że jest już praktycznie połowa kwietnia, jeszcze ponad miesiąc do
zakończenia sezonu, a oni wywierają na mnie presję co do mojej
decyzji... Zarząd Celty i manager, bo ojciec już stwierdził, że
to moje decyzje i sam wiem co dla mnie dobre. Jedna strona chce żebym
przedłużył wypożyczenie, druga bym wrócił i podpisał kontrakt
z pierwszą drużyną drużyny z Katalonii, a jeszcze inna bym
przyjął jedną propozycję z dwóch klubów zainteresowanych mną.
Można dostać kręćka! Z jednej strony wiem, że tu mam
zagwarantowane miejsce w pierwszym składzie, ale Barca to Barca, tam
się wychowałem i kocham ten klub. Wyprowadzki z Hiszpanii nawet nie
biorę pod uwagę, więc zostają mi tylko dwie opcje. Vigo lub
Barcelona... I teraz tu wybieraj...
Siedziałem za kierownicą
swojego samochodu, prowadząc go spokojnie. Musiałem, bo inaczej
zaraz dostałbym burę od mamy, która siedziała obok na miejscu
pasażera.
- Synku, co się dzieje? -
zapytała, przerywając ciszę.
- Muszę zadecydować co
do przyszłego sezonu, gdzie będę grał - westchnąłem ciężko. -
Dziś znów wywinąłem się do rozmowy z Carvajalem, ale długo tak
nie pociągnę, prędzej czy później mnie dopadną!
- Musisz się nad tym
poważnie zastanowić, Rafa. Z tego co wiem, oba kluby cię chcą u
siebie.
- Wiem - skinąłem głową.
- I to jest dezorientujące. Z jednej strony chciałbym wrócić do
Barcelony, a z drugiej zostać tutaj...
- To już tylko zależy od
ciebie - uśmiechnęła się mama. - I tak będziemy ci kibicować,
prawda Bruno? - odwróciła się do Bruno, który siedział na tylnym
siedzeniu w swoim foteliku.
- Tak! Tobie i Thiago! -
zawołał od razu. Niedługo później byliśmy już pod domem. Mama
pytała czy nie wejdę, ale odmówiłem. Powiedziałem, że jestem
zmęczony i wolę wrócić do swojego mieszkania. Jakiś czas temu
zdecydowałem się na mieszkanie, ale to w sumie tak czy siak jest
przydatne, czy bym został czy nie. Thaisa już wymyśliła dokładny
plan, że za dwa lata, gdy tylko skończy osiemnaście lat, zamieszka
w nim. Aha... Już to widzę. Miałem jedenaście lat kiedy razem z
bratem zamieszkaliśmy w La Masii i co? Trzeba było sobie radzić.
Ta ma wszystko pod nosem i tak!
Wróciłem do swojego mieszkania
i od razu ruszyłem z torbą do łazienki, praktycznie większość
jej zawartości wrzucając do kosza z praniem. Później skierowałem
się do kuchni. Tam wziąłem zielone jabłko z koszyka i usiadłem
na taborecie przy niewielkim stoliku wbudowanym w ścianę i
otworzyłem swojego laptopa. Oczywiście już w skrzynce na
komunikatorze miałem już wiadomość od Andreu, który podesłał
mi link ze stronki, na której były zdjęcia z dzisiejszego
treningu. Odnalazłem tam nawet zdjęcie mamy i Bruno, siedzących na
trybunach. Mój brat wtedy oczywiście coś krzyczał. Mały kibic!
Wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Zdziwiłem się trochę, bo nie
wiedziałem kto to może być. Po chwili zamarłem, bo to w sumie
mógł być Gines Carvajal, mój agent. Raz kozie śmierć, musiałem
to sprawdzić! Wstałem od stołu, ogryzek z jabłka wyrzuciłem do
kosza w szafce pod zlewem i po cichu udałem się do niewielkiego
korytarza. Bezszelestnie podszedłem do drzwi i wstrzymując oddech
zajrzałem przez wizjer.
Od razu szarpnąłem za klamkę,
chcąc jak najszybciej otworzyć drzwi, ale przypomniałem sobie, że
przekręciłem przedtem zamek. Plącząc ręce pośpiesznie
odkręciłem łucznik i wtedy mogłem już otworzyć drzwi.
- Iga - powiedziałem na
bezdechu, wbijając w nią wzrok. Naprawdę nie wierzyłem, że ona
stoi w progu tego mieszkania. Czy jest tutaj ktoś, kto mógłby mnie
uszczypnąć?
- Hej, mogę? - zapytała
cicho.
- Tak, jasne - pokiwałem
głową, robiąc krok w tył. Cholera! To prawda! Przyjechała tu i
jest w moim mieszkaniu! Stanęła centralnie przede mną, a ja
zamknąłem za nią drzwi. Swoja niewielką torbę w małe kwiatki
odstawiła przy szafce na buty. Staliśmy tak przez kilka sekund
patrząc się na siebie. Przygryzła dolną wargę, zapewne
nieświadomie, jak zwykle. Miałem w tym momencie ochotę... Nawet
nie dokończyłem swojej myśli, a ona zrobiła krok i mnie
przytuliła, wieszając się na mojej szyi.
- Tęskniłam - szepnęła
mi do ucha, a mnie przeszedł po plecach dreszcz, jak u nastolatka,
który pierwszy raz się zakochał. Przycisnąłem ją mocniej do
siebie, mając pewność, że to nie sen, że nie dam jej znów
uciec.
- Powiedz, że zostajesz -
wychrypiałem, opierając głowę o jej czoło i spoglądając w jej
śliczne, niczym łupina kokosa tęczówki.
- Teraz już tak -
powiedziała. - Chcę zostać dla ciebie, Rafa - szepnęła, a ja
poczułem tak lekki, jakbym się zaraz miał unieść i już do końca
życia stąpać po obłokach. Uśmiechnąłem się i ująłem jej
twarz w moje dłonie i pozwoliłem sobie na złożenie delikatnego
pocałunku na jej pełnych ustach.
Leżałem w swoim łóżku,
mając u boku najpiękniejszą kobietę na Ziemi, której głowa
spoczywała na moim torsie. Obejmowałem mocno jej nagie, idealne
ciało, przyciskając do siebie. Ona zaś rysowała opuszkami palców
szlaczki na mojej klatce piersiowej i brzuchu.
- Thiago jest z Julią -
powiedziałem. Uznałem, że powinna wiedzieć.
- Wiem - szepnęła. Miała
zamknięte oczy.
- I Thiago twierdzi, że
to dzięki tobie - dodałem.
- Wiem - znów szepnęła,
a ja przymrużyłem powieki.
- Byłem smutny i za razem
zły gdy przeczytałem list od ciebie.
- To też wiem -
westchnęła i otworzyła oczy, unosząc się i podpierając na
łokciu, pociągnęła też kołdrę troszeczkę wyżej. - Byłam
wczoraj w Monachium. Musiałam najpierw porozmawiać z twoim bratem -
powiedziała. - Skontaktowałem się wcześniej z Julią, rozmawiałam
z nią i takim oto sposobem zrobiłam wczoraj Thiago niespodziankę.
Powiedziałam mu o wszystkim. Taki czas szczerości.
- Wszystko? - uniosłem
jedną brew, a ona pokiwała głową.
- Powiedziałam mu o tym,
że miałam cię wtedy za wspaniałego przyjaciela, rozmówcę,
później powiedziałam co się wydarzyło w nocy, gdy nocował u
Julii - spuściła wzrok na chwilę. - I to, że później już nie
mogłam przestać o tobie myśleć - powiedziała pewniej, a mnie
znów to ścięło z nóg.
- A tak było? - zapytałem
dla pewności.
- I dalej jest -
uśmiechnęła się lekko. - Praktycznie wsadził mnie w samolot i
zapisał na kartce adres - zachichotała.
- Jesteśmy wszyscy kwita
- rozciągnąłem się. - On dzięki tobie jest z Julią, a dzięki
niemu my... - no i się zaciąłem. Właśnie, co my?
- Kocham cię, Rafa -
dotknęła mojego policzka i spojrzała w oczy. Znów zrobiło mi się
gorąco. Dziewcz... BYŁA dziewczyna mojego brata, na której punkcie
oszalałem do reszty, właśnie wróciła i wyznała mi miłość! -
Kocham cię - powtórzyła pewnym tonem, uśmiechając się szeroko.
- Błagam, nie budź mnie
nigdy z tego snu - wyszczerzyłem się, a po chwili ona była już
pode mną. Przytrzymywałem jej nadgarstki przy głowie zacząłem
składać pojedyncze pocałunki na szyi, a ona chichotała. I bum!
Taka piękna chwila, a przerwana przez dzwonek mojego telefonu! Znów
położyłem się na plecach, a Iga przytuliła się do mojego boku.
Sięgnąłem po telefon, który leżał na szafce nocnej. Thiago.
Zaśmiałem się pod nosem i przyłożyłem palec do ust, pokazując
żeby się na razie nie odzywała. Odebrałem, ustawiając od razu na
głośnomówiący.
- Rafa, jak tam? -
usłyszałem od razu głos starszego brata.
- No siemka. A jak ma być?
Treningi, treningi, mamusine obiadki. Żałuj, że jesteś tak
daleko! - zaśmiałem się.
- Ale nie o to pytam! -
oburzył się.
- Do kogo ty dzwonisz? -
usłyszałem w tle głos blondynki. W sumie jeżeli chodzi o jego
Julię... Gdy po raz drugi zaczęli ze sobą być... Dobra, zaczęła
dać się lubić! Już chyba nic takiego do niej nie mam. Thiago jest
z nią szczęśliwy i niech tak już zostanie. Thiago jej wtedy
odpowiedział, że rozmawia ze mną. - Mówiłam, żebyś zadzwonił
jutro! - skarciła go.
- Dziś, jutro? Nie
rozumiem was - próbowałem powstrzymać się od śmiechu. Moja, moja
Iga tak samo!
- Nie mów, że jeszcze
jej nie ma! - warknął zrezygnowany Thiago.
- Jej? Czyżbyś przesłał
mi jakąś niespodziankę kurierem? Braciszku, nie trzeba było!
Tylko, że moje urodziny były dwa miesiące temu! - szczerzyłem
się.
- No jak?! - jęknął do
słuchawki. - Stchórzyła?!
- Przestań - usłyszałem
Julię, która teraz pewnie zdzieliła go po głowie. - Nie mogła
stchórzyć.
- Ja was naprawę nie
rozumiem! - zaśmiałem się, a podenerwowany Thiago zaczął sobie
coś tam mówić pod nosem.
- Nie słuchajcie go! -
zaśmiała się wtedy Iga, a po drugiej stronie nastąpiła
kilkusekundowa cisza.
- Rafa, zabije cię! -
warknął mój starszy brat.
- Tak, tak! Ja też cie
bardzo kocham - przedrzeźniałem go.
- Iga jest u ciebie cała
i zdrowa, o szczegóły pytać nie będę, bo pozostaje mi się tylko
domyślać... Kiedyś i tak cię dorwę na rozmowę, ale teraz
praktycznie dzwonię tylko w sprawie jej obecności - powiedział.
- To dobrze, bo właśnie
mieliśmy zamiar iść spać - powiedziałem, bo Iga właśnie słodko
ziewnęła. Wtedy pomyślałem o jednym. Ona wyznała mi co czuje i
raczej nadszedł i czas na mnie. - Będę spał przy kobiecie, którą
kocham - powiedziałem ciszej, patrząc na nią. Kąciki jej ust
automatycznie uniosły się ku górze.
- Jak słodko! - Julia
prawie pisnęła.
- Życzę wam dobrej nocy
- powiedziałem i się rozłączyłem. Odłożyłem telefon i
zgasiłem lampkę. Iga wtedy odwróciła się do mnie plecami, a ja
mocno ją przytuliłem. Przymknąłem powieki, ale... - Iga -
szepnąłem.
- Yhmm? - mruknęła.
- Jeżeli miałabyś
wybór, chciałabyś wrócić na studia do Barcelony czy kontynuować
je w innym mieście?
- Jest mi to obojętne,
naprawdę - szepnęła. - Wróciłam do Hiszpanii, do ciebie. Mogę
nawet mieszkać w Madrycie pod mostem.
- Ale twoi rodzice są w
Barcelonie. Kiedy ostatnio się z nimi widziałaś?
- Na święta - mruknęła
cicho. Była zmęczona, chciała spać, a ja jeszcze ją męczyłem.
Kwestia jej rodziny, adopcyjnej, bo adopcyjnej, ale rodziny, też
była ważna.
- To długo... - mruknąłem
i już chciałem sam zamknąć oczy i odpłynąć... - Nadal jesteś
cule?
- Rafinha! - zawołała. -
Tak jestem!
Miałaś, miałaś :D Jasnoowidz!
OdpowiedzUsuńI jak dobrze, że już są razem! Tacy szczęśliwi i w ogóle..
Czekam na epilog! Pozdrawiam :**
Oh matko *-* Nie kończ!
OdpowiedzUsuńTaki napalony Rafa jest przeuroczy. *.*
OdpowiedzUsuńStaph, nie kończ!
Ale z Ciebie profeta!!! Jestem w szoku, że przepowiedziałaś przyszłość. Bardzo dobrze, że Rafa wraca. W końcu potrzebny im jest taki zawodnik, jak on. Fajnie wszystko się ulżyło. Julia i Rafa są razem. Będą kolejną słodką parą, jak Thiago i Julia. Teraz tylko czekać na małe pociechy! Aż trudno uwierzyć, że zostaje tylko epilog do zakończenia tego opowiadania. Będzie mi go brak. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńAle mu przyszłość przewidziałaś :D
OdpowiedzUsuńcieszę się, że są razem :) Bardzo do siebie pasują.
Nie chce końca tego opowiadania ! :c
Cieszę się, że Iga zdecydowała się dać szansę Rafie. Oby teraz byli szczęśliwi, będąc ze sobą :)
OdpowiedzUsuń